Ewa Chojnowska-Lesiak
Autorka bloga „Szpilki w plecaku”, modelka, pasjonatka nietuzinkowych podróży oraz przewodniczka.
Mówisz, że najlepiej czujesz się w Afryce Równikowej między Pigmejami plemienia Batwa w Ugandzie, Masajami w Kenii. Skąd wzięła się u Ciebie pasja do Czarnego Lądu?
Odkąd pamiętam, w moim rodzinnym domu wspólne oglądanie filmów przyrodniczych i krajoznawczych zawsze stanowiło ważny element weekendowych rytuałów. W szczególności mój tata brał mnie pod pachę na kanapę przed telewizor i sam uzupełniał lektora. Takim punktem kulminacyjnym stały się książki Szklarskiego i opowieści o Tomku Wilmowskim, które pochłaniałam godzinami. Z resztą do tej pory to moje ulubione pozycje. Bardzo intrygowała mnie różnorodność obyczajowa ludów innych zakątków świata, codzienna filozofia i życie tak mocno różniące się od znanej mi polskiej rzeczywistości. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy ruszyłam na Czarny Ląd w grupie wytrawnych obieżyświatów, patrzyli na mnie trochę jak na małe dziecko, które zachwyca się nawet najdrobniejszym listkiem i kontaktem z miejscowymi. Wtedy wiedziałam, że to będzie dopiero początek mojej podróżniczej przygody.
Poza tym, że jesteś modelką, blogerką i podróżniczką masz także licencję przewodnika. Po jakich krajach przewodzisz? Jak to jest być przewodnikiem po tak niesamowitych miejscach?
Uwielbiam się dzielić swoimi doświadczeniami w podróży. Stąd powstał blog. Ale opowiadanie o tym wszystkim bezpośrednio, kiedy mogę uzupełnić wypowiedź emocjami daje mi jeszcze większą frajdę. I myślę, że to moi podopieczni doceniają najbardziej (wielu decyduje się kontynuować podróże tylko ze mną), zauważając przy okazji moją wrażliwość w stosunku do miejscowych. W szczególności, że oprowadzam po krajach i spotykam ludzi, którzy są mi szczególnie bliscy i mam do nich słabość. Zawodowo najczęściej można mnie spotkać w Etiopii, Kenii, Tanzanii, Madagaskarze, Sudanie, Erytrei, Ugandzie, Rwandzie czy Chinach, w których mieszkałam.
Mieszkałaś i podróżowałaś po Chinach. Jak podobał Ci się ten kraj? Odwiedziłaś także wiele innych miejsc w Azji. Które z nich wywarło na Tobie największe wrażenie?
Chiny to jeden kraj, w granicach którego kryje się wiele mniejszych państewek w postaci prowincji. To zaskakujące, przemieszczając się między regionami zauważa się znaczną różnorodność kulturową, kulinarną, językową a nawet odmienną urodę miejscowych, tak jak by podróżować po różnych krajach. To co mnie zdumiewa w Chinach to ogromny dynamizm w rozwoju kraju. Mogę wrócić po roku w to samo miejsce i zupełnie go nie poznać. Tak np. jest w Hong Kongu. Byłam także na Sri Lance, w Mongolii i Korei Północnej. Podróżowanie po tym ostatnim z niczym nie można porównać.
Co powiesz o ludziach, których spotkałaś podczas podróży? Czy według Ciebie poznawanie kultury przez pryzmat ludzi jest istotne?
W podróży nie mam problemu z nawiązywaniem nowych znajomości nawet jeśli nie znam lokalnego języka. Zresztą, niejednokrotnie i ja dla samych miejscowych jestem interesującym obiektem do międzykulturowych rozmów. Czasem jest to dla nich pierwsze spotkaniem z obcym. Sudańscy handlarze wielbłądów wyścigowych sami prezentowali swoje zwierzęta niczym najszlachetniejsze diamenty, by potem zaprosić na herbatę i pooglądać zdjęcia polskich miast. Bo przecież podróże kształcą, w tym wypadku obie strony. A dla mnie poznawanie lokalnej kultury przez pryzmat ludzi to esencja podróżowania. Dlatego zdecydowałam się także zamieszkać przez pewien czas wraz z Masajami w ich wiosce.
Jak przy takiej ilości podróży udaje Ci się prowadzić życie w Polsce? Jak znajdujesz czas dla siebie i bliskich?
Nie da się ukryć, że patrząc z zewnątrz ma się wrażenie, że ciągle mnie nie ma, ale nie do końca tak jest. Jestem w stałym kontakcie z rodziną i mam dość wąską grupę znajomych, z którą widuję się zawsze, kiedy tylko jestem w Polsce. Poza tym wraz z mężem przynajmniej raz w miesiącu organizujemy w domu śniadania tematyczne dla znajomych, które potrafią trwać kilka godzin a czasem kończą się nawet następnego dnia.