Kasia i Maciej Marczewscy
Według „Raportu z badania krajowego rynku turystycznego” z lipca 2014 r., przygotowanego na zlecenie POT, aż 81 proc. polskich turystów na miejsce wypoczynku dojeżdża samochodem.
Dopiero na kolejnych trzech miejscach są pociąg, autokar (autobus) i samolot. Rower, autostop, statek, motocykl czy kamper to w naszym kraju wciąż jeszcze nisza.
My z Maćkiem od siedmiu lat podróżujemy samochodem po Polsce. Nie wyobrażamy sobie weekendu bez auta, bo nasz wymarzony odpoczynek to ruch, akcja, zwiedzanie. Według przywołanego raportu należymy do kategorii „Odkrywców”, których napędza pragnienie doświadczenia czegoś nowego i ekscytującego.
Samochód daje olbrzymią wolność. Jedziesz nim, kiedy chcesz, gdzie chcesz i jak długo chcesz. Możesz z głównej drogi skręcić w bok tylko dlatego, że zobaczyłeś drogowskaz do winiarni albo hodowli alpak, albo nawigacja właśnie pokazuje Ci, że jesteś koło Pacanowa, albo zaraz miniesz Wzdół Rządowy. Wszystkie rzeczy pakujesz do bagażnika i nie martwisz się ich ciężarem. Samochód ma też tę zaletę, że im więcej osób się do niego zmieści, tym taniej wychodzi koszt podróży. I tu dochodzimy do punktu, gdzie czasem warto wybrać autobus.
Autobus to środek transportu w sam raz na weekendowy city break. Zwłaszcza, gdy jedziesz blisko. Zdarza się, że bilet wychodzi taniej niż opłata za przejazd pociągiem czy rachunek za paliwo. Nam autobusy ratują życie, gdy np. podróżujemy pociągiem i z większego miasta musimy dojechać do mniejszej miejscowości albo gdy będąc w górach chcemy iść na szlak i trzeba dojechać na miejsce startu. W Bieszczadach taką funkcję pełnią tzw. busiki. Choć czasem jeżdżą w sobie tylko znanych godzinach, warto pytać o nie miejscowych lub zasięgać informacji przez telefon. Pod względem punktualności i wiarygodności rozkładu jazdy wciąż mimo wszystko wygrywają pociągi.
Do pociągów przekonaliśmy się, gdy na weekend musieliśmy np. dojechać z Gdyni do Warszawy lub Katowic. Jeśli mieliśmy szczęście do promocji docieraliśmy na miejsce taniej niż samochodem. Jeśli promocji akurat nie było, Maciej przynajmniej miał pewność, że dojedzie na miejsce wypoczęty, a w trakcie podróży może popracować.
Ostatnio, gdy byliśmy w Przemyślu, zauważyłam, że nowym trendem w polskiej turystyce może być zwiedzanie dworców. Gdańsk, Gdynia, Sopot, Wrocław, a nawet Rzeszów oraz szereg innych polskich miast mają całkiem nowe lub wyremontowane budynki. Komfort obsługi pasażera przez ostatnie lata zmienił się niczym woda w wino na weselu w Kanie Galilejskiej. Wiem, że zawsze może być jeszcze lepiej, ale przypomnij sobie podróże pociągami jeszcze kilka, kilkanaście lat temu. Dziś grzechem byłoby nie skorzystać.
W pierwszej piątce popularnych środków transportu zmieścił się też rower. I wcale się nie dziwię. W ostatnich latach w Polsce powstały tysiące kilometrów dobrze przygotowanych i świetnie oznakowanych ścieżek, tras i szlaków rowerowych. Do tego wiaty ze stołami i ławami do odpoczynku. Rowerowe darmowe przewodniki, które rozdajemy na naszych spotkaniach podróżniczych, to niemal zawsze towar deficytowy – znikają w pierwszej kolejności. Z poziomu siodełka cudownie zwiedza się polskie parki narodowe i krajobrazowe. Szczególnie polecam Roztoczański i Białowieski Park Krajobrazowy. Warto też przyjechać na Kociewie i na zachód województwa śląskiego i skorzystać z całego systemu szlaków rowerowych.